poniedziałek, 5 listopada 2012

Listopadowo

No i zawitał do nas Pan listopad grający... (kto nie pamięta niech spróbuje sięgnąć do czeluści dzieciństwa, gdy "katowani" byliśmy piosenką o panie listopadzie grającym na basie, flecie itp :] ) U nas listopad gra zazwyczaj na wietrze. Wizga i huczy-buczy w kominie, tworzy sobie perkusję z beztrosko pozostawionych narzędzi na ganku, oraz dzwoni deszczem o szyby i dachówki.
    Miły czasem jest listopad, gdy w kominku ogień buzuje, psy grzeją stopy lub boczki i ciepła herbatka bulgocze w czajniczku. Potrafi jednak dać też w kość swoimi "fochami" każąc włączać piec, by człowiek nie zamarzł, zgrabiać co chwilę liście i próbować dojechać do pracy przez zupełnie rozmytą drogę i listopadowe kałuże.
    Pan lisopad z radością ukazuje nam pas Oriona na niebie, niesłychanie cudne formy tworzone przez ogołocone gałęzie, ale również daje nam popalić ciągłą mżawką, szczypie przymrozkiem porannym i zniechęca do wszyskiego szarugą.
      W tym roku Pan listopad został troszkę przechytrzony przeze mnie, bo wszystko co mogłam w ogródeczku zrobiłam już "na zaś". Cebulki posadzone, chwasty powyrywane, trawka dokarmiona, drzewka do zimy przygotowane. Owszem, zaskoczy mnie i doprowadzi do nerwicy przedwczenym (jak dla mnie przynajmniej) mrozem, kolejną partią liści na trawniku (którą pewnie z kieszeni wyciągnie, by mi na złość zrobić) oraz wieloma innymi rzeczami... Ale przecież już niedługo przyjdzie do nas Pan Grudzień, który nie będzie grał co prawda, ale przyniesie inne cudowności i niespodzanki.
    A psy z Pana Listopada się ogólnie śmieją... :] i dobrze, też bym tak czasem chciała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz