wtorek, 6 listopada 2012

jesiennie, jeśli już musi być tytuł...

    Znowu marudzić troszkę będę... o pogodzie, grzaniu, ciemnościach wczesnych i innych normalnych życiowych smuteczkach. Od razu zaznaczę, że mam pojęcie iż wiele ludzi ma gorzej, że moje prolemy w porównaniu z kłopotami innych ludzi są błache i śmieszne niekiedy, ale to mój blog i po to go mam, aby sobie pomarudzić, albo podzielić się radostkami życia.
      Wracając do myśli pierwotnej- pogoda nie rozpieszcza... szaro buro i ponuro. Kaszuby o tej porze roku potrafią być piękne, nawet przy mżawce i surowym krajobrazie, ale ja ostatnio widzę tylko spadające z modrzewi igły (kto wymyślił, żeby posadzić wokół tyle modrzewi?!- nie ja...), oklapłą trawę (czemu mamy taki duży trawnik?!) , ogołocone z liści drzewka owocowe (liście, liście, liście...) i tak dalej i tak dalej... No smętnie mi ostatnio przez tą pogodę i chandrowato. Ciemno się robi coraz szybciej, w ogrodzie posiedzieć się nie da, bo zimno. W domu ciemno się robi jeszcze szybciej, bo balkon zacienia wszystkie okna, no poza północnymi... ale co mi z tego? :]
     Piec musi już chodzić, bo nie da się kominkiem napalić, a piec lubi żreć paliwko, które kosztuje. Samochodzik domaga się zimowych opon,oraz nowego ubezpieczenia, podatek nakazuje się zapłacić (a właściwie gmina nakazuje, no ale zapłacić trzeba), do tego miejskie mieszkanko nadal nie chce się dać sprzedać. Ono ma chyba więszy sentyment do nas niż my do niego... Chce ktoś kupić miejskie mieszkanko w urokliwym miejscu sympatycznego miasta? :]  I takie mamy listopadowe smuteczki... nie większe niż większość, nie mniejsze niż inni...


I taki mamy  listopad u nas... piękny i nostalgiczny zarazem.
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz