czwartek, 18 października 2012

O tym jak kapusta historią zawładnęła...

  Chciałam dziś więcej trochę napisać o tym skąd i dlaczego się wzięliśmy "w wiejskim lesie", ale niestety... Dwie wielkie jasnozielone głowy smętnie spoglądały na mnie z kuchni. Od zawsze październik był dla mnie ostatnim miesiącem przygotowań do zimy. Od maja do października mniejsza lub większa spiżarnia zapełnia się różnymi słoiczkami i wekami. W maju króluje sosna i mniszek, w czerwcu truskawki. Lipiec i sierpień upływają pod znakiem jabłek, jagód, wiśni i cukinii. We wrześniu kuchnię we władanie biorą grzyby, borówki, ogórki i pomidory, a październik to miesiąc kapusty. Nie żebym przerabiała ją w jakiejś hurtowej ilości, ale przynajmniej jedna 5 litrowa beczułka jest.
No i dziś nadszedł ten dzień, kiedy już trzeba było... A z racji tego, że główny masakrator i stręczyciel kapusty- czyli ubijacz wybrał się służbowo w podróż, to w tym roku ja musiałam całą tą masę sprężystą i soczysta przerobić na wymęczone farfocle i sok.
I tak oto po trzech godzinach szatkowania, solenia i ubijania na zmianę nie mam już sił zbyt wielu na spisanie zamierzonego posta. Zwłaszcza, że strzępki szatkowanych głów uśmiechają się do mie z podłogi i blatów kuchennych, więc trzeba je jeszcze zagarnąć do miejsca przeznaczenia- czyli na kompost.
Dobrej nocy :]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz