poniedziałek, 14 stycznia 2013

Problemowo blogowo :]

Poprzedni post zawierać w sobie miał więcej treści, niemniej jednak coś mi się "krzaczy". Zdjęć wkleić nie mogę, szkice mi się nie wpisują... Bo po WOŚPie wczorajszym (i każdym innym) kiedy "powera" trzeba mieć maksymalnie dużo, na najwyższych obrotach kilka godzin śmigać w prawo i w lewo, doglądać, naprawiać, pilnować, plany awaryjne wymyślać, bo zawsze coś nie wypali... Trzeba znaleźć chwilę na takie "pffff...." żeby usiąść, odpocząć, nie myśleć o niczym. I pooglądać coś takiego sobie:
Mi to pomaga. Lepiej się czuję, spokojniej, odpoczywam maszerując raźno z "faflunami" (czyt. psami) patrząć na niebo słoneczne dzisiaj wyjątkowo, chyba tak na zachętę :] A fafluny też humor lepszy od razu mają. I energii więcej :]
Ps. włączyłam html'a przez przypadek i pozbyć się go nie mogę... no i nie wiem, czy wszystko mi się zapisze jak powinno...

WOŚPowo

  Bierzecie udział w jurkowej akcji "naprawiania świata" ? (Nie piszę tego z ironią). Ja tak. Od szesnastu lat aktywnie uczestniczę w Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy. Jakoś tak przy piątym finale byłam po raz pierwszy wolontariuszem, potem wspomagałam akcję finansowo- oczywiście bez jakiś ekscesów- niedużymi kwotami, a od dziesięciu niejako z "przymusu" jestem jedną z głównodowodzących osób w jednym ze sztabów. ("Niejako z przymusu" gdyż jednym z trzech sztabów w moim mieście jest mój zakład pracy. ) Nie znaczy to oczywiście, że robię to tylko dlatego, że muszę. Cieszę się , że mogę w tym uczestniczyć. I jeśli dla niektórych większe znaczenie ma, czy wrzuci się do puszki 100, 200, czy 300 złotych, to niech się czasem zastanowi ile pracy wymaga przygotowanie tego wszystkiego. Bezinteresownie, wieczorami, po nocach czasem. I przyznaję, nie daję na WOŚP wielkich pieniędzy- bo nie mam, ale staram się pomóc zorganizować chociażby takie rzeczy, żeby inni, Ci którzy mogą dali :]


pokaz ratownictwa przy "użyciu" helikoptera

piątek, 4 stycznia 2013

Magiczne światełko i proza życia

  Kiedy stanę późnym wieczorem/ w nocy na balkonie w odpowiednim miejscu, patrząc pod pewnym kątem, spod sprzymrużonych powiek, pomiędzy drzewami mogę ujrzeć słabe, żółte światełko. Od ponad roku widzę ten jarzący się w ciemności płomyk i zastanawiam się co to. Geograficznie nie pasuje na żadnych sąsiadów, w okolicy nic nie ma, aby prześwitywało. Poza tym, latem, gdy drzewne chaszcze rozpleniają się, światełko znika...
   Magia i czary :]
Stety/ niestety przedwczoraj jadąc do pracy, w przypływie inwencji umysłowej i geniuszu doznałam olśnienia. Moje "magiczne światełko" mrugające do mnie wieczorowo nocna porą, to latarnia...
Z jednej strony mam poczucie pełnej satysfakcji niczym Holmes, Monk, czy Poirot, ale z drugiej... moje magiczne światełko straciło swą magiczną moc i urok.
Czasem warto nie odkrywać tego co nieznane :] i choć trochę gdzieś w głębi serca pozostać dzieckiem...
Przecież jeszcze nie tak dawno moja latarnia była wróżką, elfem, domkiem na kurzej łapce. A dziś... dziś jest już tylko latarnią na skrzyżowaniu.

czwartek, 3 stycznia 2013

Styczeń?

Mamy styczeń...
Rano ciemno jak w środku listopada, koło południa słonko nieśmiało prześwituje między chmurami jakby marzec się czaił za oknem. Po południu kwiecień/ wrzesień, a wieczorem z kolei wiatr dmucha jak w czasie październikowych wichur. No nie jestem do końca przekonana, że to styczeń... Jakoś nie mogę sama siebie przekonać. Jedynie kalendarz- zdzierak potwierdza ten stan rzeczy. Właśnie, lubicie kalendarze- zdzieraki? Ja uwielbiam.  Lubię "usuwać kolejne dni z życia" patrząc jak stosik kartek na ścianie robi się coraz cieńszy i cieńszy. Kupuję zawsze najtańsze jakie znajdę, takie  tandetnie wydane na najtańszym papierze, z bzdurnymi treściami na odwrocie strony. Czasem można w nich jednak znaleźć prawdziwe perełki. W tym roku miałam kalendarz, w którym co miesiąc były "przypomnienia okołodomowe"- czyli wskazówki co wokół domu zrobić należy, sprzed 100 lat. Obok nigdy nie wykorzystywanych przepisów kulinarnych, lub nieśmiertelnych dobrych rad na maseczki z ogórka i płatków owsianych można czasem znaleźć coś co nas zachwyci, rozśmieszy, lub wzruszy. Dla mnie to trochę jak pudełko z czekoladkami Foresta Gump'a- nigdy nie wiadomo co przyniesie kolejny dzień.
Kupujcie kalendarze zdziaraki- mimo swych tandetnych często treści mają w sobie moc :]

 
A dla stęsknionych fotka zimowa z zeszłego roku. Zaspy "po pachy" jak widać :]

środa, 2 stycznia 2013

Z nowym rokiem...

     Wiem, że zabrzmi to jak najbardziej wyświechtane kłamstwo "rodzin dotkniętych przemocą", niemniej jednak nic nie poradzę na to, że to prawda: Brego spadł wczoraj ze schodów. Nawet weterynarz niebardzo chciał mi wierzyć ("Wie Pani to dziwne, żeby pies nawet po ciemku spadł ze schodów" ) No co ja za to mogę, że z niego taka "d... wołowa". Szedł jak zombie w środku nocy i się wyrżnął/ sturlał. Na szczęście nic poważnego mu się nie stało. Poobijał się i złamał sobie pazurek. (Swoją drogą nie rozumiem jak spadając ze schodów można połamać pazury). Teraz leży z wielce nieszczęściwą miną pogrążając się w bólu i zozpaczy. Na "siusiu" trzeba byłó go z ganku znieść, ale jak zobaczył wiewiórkę, to całkiem sprawnie pogalopował do płota... Z dojściem do miski też nie miał większych problemów.
Jedynie Mała Mi jest niepocieszona, bo "zabawki" nie pozwalają dzisiaj międlić.
Ciężkie życie psa...