sobota, 27 kwietnia 2013

Wkręcona w skręcanie

Pisałam już, że zainteresował mnie ostatnio quilling. Niestety w ferworze przygotowywania się do nowego hobby i zaopatrywania w materiały kupiłam paski 8 milimetrowe, które są za grube do pocztówek. Przecież nie wyrzucę, więc trzeba było wymyślić coś innego, by je zużyć. No i wykombinowałam tak:


Paski "ósemki" mi się sokńczyły, a pomysłów jeszcze sporo... Na szczęście doszły już zamówione cieńsze, więć będzie można zabrać się za kartki.
Ostatnio też w związku z wykorzystywaniem niepotrzebnych rzeczy "przysposobiłam" od sąsiadki starą blaszkę do ciasta. Efekt przysposobienia:


Ach! I najważniejsze mamy nowego lokatora :]


To dzbanecznik, roślinka owadożerna. Niesamowicie rośnie. Na końcu każdego liścia rozwija się jej kolejny dzbanek, w który łapie owady. Owszem, jest mało interaktywny, ale ale jako że zżera owadki to uważam go bardziej za zwierzątko domowe niż roślinę :] Problem mam tylko z imieniem- jak każdy pupil powinnien mieć imię. Ma ktoś pomysł? Czekam na propozycje :]

I od razu proszę o usprawiedliwienie, jeśli zniknę na trochę, ale szykuję warzywnik... Od zera- czyli muszę przeorać trawnik, nawieźć ziemię, wyprodukować grządki, nawieźć, wyznaczyć ścieżki i naważniejsze postawić płot w celu ochrony przed czworonożnymi szkodnikami...

niedziela, 21 kwietnia 2013

O sroczych ogonach

Znacie to powiedzonko o łapaniu kilku srok za jeden ogon?
Tak się ostatnio czuję. Lubię "podłubać" coś ręcznie- stworzyć coś z niepotrzebnych rzeczy, zmienić zwykłe w ładne i przydatne. I tu dochodzimy do moich srok. Najpierw zainteresowała mnie papierowa wiklina. Jak już się nauczyłam w miarę proste koszyki produkować, to wpadłam w szpony decupage. Ostatnio zaś zachwycił mnie quilling. No i mam teraz mnóstwo naskręcanych papierowych rurek, tony serwetek, i kilogramy papierowych pasków. Nie chodzi o to, że mi się coś znudziło, o nie! Tylko doba okazuje się za krótka, by zrealizować wszystkie moje pomysły. Doszło do tego, że czekając aż wyschnie mi lakier na decu skręcam kółka do quillingu. To chyba już lekka przesada... Podziwiam Małż-onka za jego cierpliwość do moich porozkładanych "przyborów" i "akcesoriów". Bo przyznam się, że mimo iż mam swoje biurko u góry do mojego "majsterkowania", to zazwyczaj zwlekam cały majdan na dół. Dlaczego? Bo na dole jest TV... a ja lubię oglądając coś dłubać. Przynajmniej od biegania po schodach mam szansę schudnąć :]

sobota, 20 kwietnia 2013

Wiosennie

Jako że mieszkamy na Kaszubach, w małej wiosce to i wiośnie ciężko było nas znaleźć... Ostatnie resztki śniegu jeszcze zalegają w ogrodzie, a krokusy i irysy dopiero budzą się ze snu. Tak wyglądało to w poniedziałek: A w czwartek już tak: Ja też czuję wiosnę, większość czasu spędzam już na zawnątrz. Tu pograbię, tam przekopię, a czasem poprostu przysiądę na ganku i zapatrzę się w zieleń, zasłucham w świergot ptaszorów, których coraz więcej. W tym roku jakoś tak wszystko "wybuchło" wiosennie. Nie przyszła małymi kroczkami, powolutku, tylko wpadła w pełnym pędzie. Z dnia na dzień zauważa się spore zmiany. Jednaego dnia śnieg, a drugiego już żonkile w pełnym rozkwicie. Przez ten nagły "skok wiosenny" pracy ogrodowej wbród. Wcześniej wszystko czekało w uśpieniu, a teraz domaga się uwagi i pracy. A, i nietoperze nam się na strychu obudziły i znów budzą swoim piskiem w nocy (przynajmniej Małż-onka, ja tam ich nie słyszę). Za to psy, odkąd wiosna nas odnalazła ogłosiły solidarnie bunt i nie chcą wracać do domu. Wylegują się na słońcu gdzie tylko się da. Na tarasie, na trawniku, oraz oczywiście na rabatkach i grządkach. Są oczywiście wielce oburzone, gdy wyganiam je z tych dwóch ostatnich... W zasadzie, to doskonale je rozumiem. Sama z chęcią powylegiwałąbym się w słońcu na świeżej trawce. Niestety o świeżą trawkę jak na razie to trzeba powalczyć, bo trawnik w tym roku jest bardzo wymęczony po zimie i wygląda dość żałośnie. Psom to nie przeszkadza :]

wtorek, 2 kwietnia 2013

Kto ukradł wiosnę i choinki wielkanocne

Jest kwiecień... Od dwóch tygodni mamy kalendarzową i astronomiczną wiosnę... To tak dla przypomnienia, gdyby ktoś zapomniał, bo ja powoli zapominam. Oglądaliście "Dzień świstaka"? Mam wrażenie, że ja właśnie utknęłam w takim dniu. Gdyy nie to, że inni utwierdzają mnie w tym, że dni jednak biegną jeden za drugim naprawdę zaczęłabym podejrzewać, że tkwię w pętli czasowej. Co rano śnieg, odśnieżanie, odkopywanie się. P południu snieg, odśnieżanie... i tak w kółko. Jeśli tylko coś stopnieje, to zaraz nasypie na nowo. Oszaleć idzie. Odwołuję swoje stwierdzenie, że może zaczynam lubić zimę. Nie, nie i jeszce raz nie! Nie cierpię zimy! Mam dość zimy! I gdyby nie to, że wręcz odrażające jest dla mnie przeklinanie i wulgaryzmy publiczne całym sercem poparłabym akcję "zimo wy..."Jak na razie tylko iglaki wyrażają zadowolenie z zimy, choć nieme to jak dla mnie dość sugestywne :] A jeśli już o iglakach mowa... Zazwyczaj choinkę ma się na Boże Narodzenie. Ja nie miałam- zastąpiłą ją dumnie podłaźniczka :] Jednakże aby tradycji stało się zadość, to choinka pojawiła się na Wielkanoc. Może nie jestem jedyną osobą na świecie mającą choinkę na Wielkanoć, ale podejrzewam, że naprawdę jedną z nielicznych, które miały trzy... Przez krótki moment przenmknęło mi nawet przez myśl, czy bombek, łańcuchów i świtełek by nie wyjąć- zwłaszcza uwzględniając aurę, lub też obwiesić je jajkami. W końcu jednak zostawiłam je w spokoju. A skąd choinki? Ano przez tę zimę paskudną. Od grudnia stoją i czekają na wkopanie. Na razie nie ma na to szans, a drzewka tak się zadomowiły, że świeże pędy puszczają... A pomijając uśmiechnięte iglaki, to jedyną "osobą" tolerującą jeszce zimę jest Mała Mi. Czasem wydaje się nawet szczęśliwa.