wtorek, 14 maja 2013

Przerażające zygzaki

Lubię i przede wszystkim szanuję przyrodę. Nie mam lęków, czy "wstrętów" przed większością zwierząt. Nie przytulam co prawda pająków, ani nie głaszczę radośnie szerszeni, jednak nie panikuję na ich widok, a czasem wręcz przeciwnie. Zachwycam się delikatności i złożonością skrzydeł, malutkich włochatych odnóży, czy lśniących wszystkimi kolorami pancerzyków. W zasadzie boję się tylko jednego zwierzęcia i to nie ze względu na siebie, ale na psy. Wiosna i lato poza rozkoszami cudnej przyrody to dla mnie przede wszystkim czas bacznego i lekko rozhisteryzowanego rozglądania się za żmijami. Zygzakowatymi.

W zeszłym roku w przepiękny kwietniowy dzień, gdy słońce rozpływało się po ganku, ptaki świergoliły wokoło taki właśnie potwór zaatakował Małą Mi. Wiem, że się bronił, przestraszył psa itp, ale mimo to nie cierpię gada i już. Pamiętam jak dziś gorączkową szaloną jazdę do psiego szpitala, potem po surowicę. A potem czekanie, czekanie... Na szczęście wszystko skończyło się dobrze i Mithrill szybko wróciła do formy. A ja przez kilka tygodni zanim wypuściłam psy z domu obłaziłam całą działkę w poszukiwaniu obłych ciał. Potem stopniowo mi przeszło.

Dziś na spacerze Mała Mi PONOWNIE spotkała się ze żmiją (a w zasadzie żmijem- bo to był samiec) dosłownie wlazła na nią/ niego. Na szczęście gad nie zdążył zaatakować. Sama w to nie wierzę. A Mi przypomniała sobie chyba zeszłoroczną przygodę, bo odskoczyła i bała się przejść w tym samym miejscu w drodze powrotnej. W zasadzie, dobrze, że to nie był Brego, bo ten wariat odkąd pogryzły go kiedyś osy mści się na nich ganiając je i próbując zjeść (oczywiście często kończy się to kolejnym ukąszeniem). Gdyby tak zapamiętał żmiję, to nie byłoby wesoło...

A to zygzak, który w zeszłym roku zaatakował naszą panienkę:

poniedziałek, 13 maja 2013

O praszczurach słów kilka

Mam w sobie coś z "kobiety pierwotnej". Jakiś instynkt, pamięć genów coś zostało po praprzodkach. Mianowicie mam opętańcze zamiłowanie do zbieractwa. Takie "mini polowanie" może być na grzyby, jagody, borówki- cokolwiek. Mój instynkt łowny obudził się na wiosnę. W sobotę polowałam na mniszki. Nie te w sutannach, tylko lekarskie. Niestety takie zbiory mają zawsze ciąg dalszy, który jest zdecydowanie mniej przyjemny. Z ponad kilograma łebków mniszka lekarskiego udało mi się wyskubać 250g płatków. Płatki wraz w wodą, cukrem, sokiem z cytryny i pomarańczy przerobiłąm na miód. Pyszności, ale od skubania tych małych paskud ręce mdleją.
Dziś kobieta pierwotna we mnie została zaspokojona wyprawą po dziki szczaw. Wyprawa udana, ale oczywiście ma drugie dno... skubanie listkó z łodyżek... Przyznać trzeba, że mniej uciążliwe niż mniszki :] I zapas na zupkę szczawiową na zimę jest.

A teraz kobieta pierwotna z niecierpliwością ogląda sosny, w oczekiwaniu na młode pędy, by syropek na kaszel zrobić.

środa, 8 maja 2013

Majowo

Zarobiona jestem...
Warzywnik gotowy, zdjęcia później, bo nie mam nawet kiedy przysiąść na chwilę. Początek maja jest zawsze "gorącym okresem", bo sprawdzam testy konkursowe... w liczbie przekraczającej tysiąc, tysiąc dwieście oraz czasie około dwóch tygodni. W związku z tym niestety niedoczas mam ogromny.
Dzisiaj tylko Mała Mi w serii zdjęć "Najgłupsza mina świata"
Do miłego :]